Biegłam tak szybko, że nie zwracałam uwagi na miejsca, które mijam. Echo bezkresnego wołania o pomoc odbijało się od skał docierając do mojej głowy - napawało mnie świadomością, że albo szybko znajdę Rotha, albo może być po nim. Wykorzystując swoje wszystkie siły dążyłam naprzód, dostrzegając w oddali wdzierające się przez szczeliny skalne światło - to musiało być tam. Wzięłam głęboki oddech, sięgnęłam po łuk i strzałę, lecz nim doszło do mnie co tak naprawdę się wydarzyło, było po wszystkim. Roth leżał ranny na ziemi, a wokół niego kilka martwych wilków - widocznie to nie był ich najlepszy dzień na polowanie. Podeszłam do niego, pomogłam mu wstać i zaprowadziłam do pseudo obozu. Najważniejsze, że płachta imitująca dach choć trochę zabezpieczała przed dość częstymi tu opadami. W międzyczasie rozpaliłam ognisko, i wspólnie przekąsiliśmy resztki tego co wcześniej udało się upolować.
Nie było z nim za dobrze, wciąż krwawił i tymczasowy opatrunek, który mu założyłam na niewiele się zdał. Potrzebna była apteczka, która jak się dowiedziałam najprawdopodobniej może znajdować się w wilczej norze. Świetnie, jeszcze tylko tego brakowało. Co prawda nie byłam bezbronna, ale z drugiej strony miałam świadomość, że podaje im się na tacy jako rodzaj przekąski, która wbrew wszystkiemu sama pcha się do paszczy lwa. Musiałam to zrobić inaczej Roth umrze. I tak miał sporo szczęścia, kilka centymetrów wyżej i mogło być.. nawet nie chcę o tym myśleć. W ogóle nie chcę o niczym myśleć, na to jeszcze przyjdzie czas, teraz trzeba odzyskać przywłaszczony przez wilki plecak.
Na szczęście (bądź też nie) szukać nie przyszło mi długo. W pobliżu znajdowała się tylko jedna jaskinia, z której docierały przerażające odgłosy jakby rozwścieczonych i wygłodniałych zwierząt (oby to były tylko zwierzęta). Na dodatek było tam zupełnie ciemno, zresztą jakżeby mogło być inaczej, czego się spodziewałaś Laro, że stado wilków zainwestuje w latarnie oświetlające drogę do ich przytulnego lokum? Chrzanić to, wchodzę.
Przez pierwsze sekundy nie widziałam zupełnie nic, stopniowo wzrok przyzwyczajał się do ciemności, ale i to nie wystarczało. Bałam się zapalić pochodnie, choć z drugiej strony uświadomiłam sobie, iż może to być jakaś alternatywa obronna. Nagle oślepiająca jasność wypełniła cały teren - trzeba przyznać, nie było to przytulne miejsce. Powoli brnęłam w głąb ciemności, jednocześnie czując się z każdej strony obserwowana - miałam nadzieję, że to tylko moje złe przeczucia. Poruszałam się bardzo powoli chcąc zachowywać się niemal bezszelestnie. Wiedziałam, że na nic się to zda, przecież wilki mają bardzo dobrze wyostrzone zmysły - jeśli tu są i tak mnie znajdą.
Nagle w oddali dostrzegłam migawkę nadajnika radiowego wyłaniającego się z plecaka. Była też apteczka i trochę jedzenia. Choć znalazłam to czego szukałam, rozum mi podpowiadał, że wszystko poszło zbyt łatwo. Mimo to nie zastanawiając się dłużej założyłam zgubę na ramię i czym prędzej, tą samą drogą powoli kierowałam się ku wyjściu. Z każdym krokiem coraz bliżej celu, tylko spokojnie. Przed sobą dostrzegałam już wyjście z jaskini, tym samym nieco przyspieszając kroku. Wszystko wydawało się takie proste. Weszłam na teren wroga, zabrałam co trzeba i wyszłam zachowując się bardzo profesjonalnie. Wychodzi na to że już nic nie mogło mi zagro... i wtedy poczułam ostry ból w nodze. Runęłam na ziemię niczym bezwładna kłoda. Szybko odwróciłam się na plecy i dostrzegłam napastnika. Wilk był potężnych rozmiarów, chyba największy jakiego do tej pory widziałam. Zęby mocno zaciskał na mojej nogawce odciągając mnie od wyjścia. Jego przeszywające, krwiożercze spojrzenie paraliżowało całkowicie. Bez większego zastanowienia wykorzystując drugą nogę z całych sił zaczęłam kopać jego głowę. Ten rozwścieczony puścił moją nogę i rzucił się w stronę szyi. Ze wszystkich sił starałam się odepchnąć zwierzę, które od sukcesu dzieliło dosłownie kilka centymetrów. Jak tylko mogłam odchylałam głowę do tyłu, starając się nie być w zasięgu jego paszczy. Musiałam zaryzykować, choć może nie myślałam zbyt trzeźwo. W ułamku sekundy uderzyłam pięściami w łeb wilka starając się go ogłuszyć i niemalże w tym samym czasie chwyciłam leżącą obok strzałę. Wzięłam zamach, mierząc w szyję, dźgnęłam go. Usłyszałam tylko ryk, a później pisk ranionego przeszywającą skórę strzałą zwierzęcia. Zamknęłam oczy i powtarzałam ten ruch bez opamiętania. Mimo, że zwierze już nie żyło ja wciąż atakowałam, nie mogą przestać.
Opadła z sił, zepchnęłam zwłoki niedoszłego oprawcy ze swojego ciała. Czym prędzej się podniosłam, wzięłam co trzeba i wybiegłam z jaskini. Byłam cała we krwi, zrozpaczona i szczęśliwa zarazem - było tak blisko. Opierając się o skały głęboko oddychałam uspokajając puls. Zbiegłam ze skarpy w kierunku rannego Rotha, mając nadzieję, że nic mu się nie stało podczas mojej nieobecności. Na szczęście był cały, choć jego aktualny stan wcale o tym nie świadczył. Rana była okropna, ale wiedziałam co należy robić. Opatrzyłam jego nogę, oczyściłam miejsce krwawienia, zszyłam i zabandażowałam ranę. Był nieprzytomny. Teraz pozostawało tylko czekać.
_Lara Croft

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz